Już od dłuższego czasu bardzo głośno jest o E L James i jej słynnym debiucie, a właściwie całej trylogii "Pięćdziesiąt odcieni". Cała masa ludzi, a w większości kobiet, oczekiwała filmu. No i wreszcie się doczekali. Ja również. Wczoraj miałam przyjemność wybrać się na premierę filmu i powiem, że byłam nieco zaskoczona. W każdym razie film nie był idealny, ale nie był też kompletnym dnem. A w szczególności - nie był filmem pornograficznym, jak to niektórzy zdążyli już nazwać, ponieważ sceny seksu trwały po kilka, góra kilkanaście sekund. Jest to po prostu bardzo zmysłowy i emocjonalny erotyk. Koniec filmu był bardzo... smutny. Poruszył mnie bardziej niż w książce, ale tylko w tej jednej scenie. Nie zdradzę Wam, jaka to była scena, aby nie spoilerować osobom, które jeszcze nie przeczytały powieści.
Bardzo podobał mi się sposób, w jaki Dakota Johnson odegrała główną bohaterkę. Idealnie oddała Anastasię z książki. Niezdarna, nieśmiała, zabawna Ana. Strzał w dziesiątkę. Jeśli chodzi o Jamie'go Dornana... Spodziewałam się czegoś innego. Mam na myśli, że trochę inaczej wyobrażałam sobie słynnego Christiana Greya.
Zdziwił mnie jednak sam fakt, że Jamie zagrał w tym filmie będąc od dwóch lat żonatym mężczyzną. Już sam fakt, że Dakota stała przed nim zupełnie naga, wprawiał mnie w ogromne osłupienie. A to, że ją dotykał, całował... Nigdy bym się nie zgodziła na coś takiego, jeśli chodziłoby o mojego partnera. Nigdy. Nie sądzę też, aby kiedykolwiek udało mi się to zrozumieć.
Wracając do filmu, wydarzenia bardzo szybko się rozgrywały, przeskakiwały nawzajem. Pominięto bardzo dużo istotnych scen, które moim zdaniem powinny się w nim znajdować.
Miał być dramat, a wyszła... komedia. Producenci filmu bardzo dużo scen przeistoczyli w żart. Śmiałam się z niezdarności Anastasii, ale także wzruszałam, gdy Christian melancholijnie poruszał rozmowy na temat najtrudniejszego okresu z jego życia, czyli jego dzieciństwa.
Scena, która najbardziej przypadła mi do gustu? Wydaje mi się, że była to ta, podczas której Christian i Ana całowali się w windzie. Było to takie... porywcze i energiczne, a także pełne namiętności.
Reasumując, film był świetny, ale nie doskonały. Myślę, że adaptacje kolejnych części także będą warte obejrzenia. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" jeszcze pewnie nie raz wpadnie w moje ręce zarówno jako książka, jak i film.
OCENA: 9/10
Piosenka w tle świetna!!! :)))
OdpowiedzUsuńRecenja, również bardzo dobra, ale słyszałem, że film nie do końca im wyszedł... Ocenię jak sam zobaczę. :)
I na książkę i na film nie mam najmniejszej ochoty, ale moje znajome jak najbardziej są ciekawe słynnego pana Grey'a :)
OdpowiedzUsuńAktorka ktora zagrala Kate to jakas zenada... czytajac ksiazke wyobrazalam sb 2 dopiero wkraczajace w "doroslosc" dziewczyny a tu kobieta grajaca Kate wyglada na sporo po 30 ...
OdpowiedzUsuńCóż, jeszcze nie miałam okazji pooglądać filmu ( po rosyjsku się nie liczy xD)
OdpowiedzUsuńW najbliższym czasie (jeśli pojawi się w kinie u mnie w małym miasteczku lub będzie w internecie) to z chęcią pooglądam
Muzyka do filmu zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale nie tylko ona...
OdpowiedzUsuńByłam ciekawa tej ekranizacji, zwłaszcza że przeczytałam całą trylogię. Film generalnie odbieram pozytywnie poza małymi "ale".
Jest dużo sprzecznych opinii na temat tego filmu. Jedni mówią, że jest swietny inni, że okropny. Chyba muszę wyrobić sobie własna :D
OdpowiedzUsuńhttp://love-ksiazki.blogspot.com/
Ja już sobie opinię wyrobiłam, niestety nie jest ona pochlebna. Byłam na filmie, czytałam książkę i naprawdę nie potrafię się zmusić do zadowolenia. jedyne co mi się podobało to muzyka.
OdpowiedzUsuńwww.e2--ksiazkowo.blog.pl
Hi there, yup tthis piece of writing is truly pleasant
OdpowiedzUsuńand I have learned lot of things from itt concerning blogging.
thanks.