"Nina, prawdziwa historia" to jej pierwsza powieść.
Z panią Eweliną Rubinstein miałam okazję współpracować już wcześniej, kiedy to skontaktowała się ze mną w sprawie napisania recenzji jej debiutanckiej powieści. Kilka dni temu postanowiłam ponownie się z panią Eweliną skontaktować i zaproponować, aby odpowiedziała na kilka moich pytań. Ku mojej uciesze - zgodziła się. Powstał z tego taki mały wywiad, dzięki któremu możemy dowiedzieć się czegoś więcej o niej oraz jej debiutanckiej książce.
1. Co było Pani inspiracją do napisania powieści "Nina, prawdziwa historia" oraz skąd pomysł na taką właśnie fabułę?
To
dość trudne pytanie. Zawsze chciałam napisać książkę i od
najmłodszych lat wierzyłam - mówiąc nieskromnie - że mi się to
uda. Inspiracją do jej napisania było niemalże wszystko to, co
mnie otaczało. Z wykształcenia jestem prawnikiem, więc główny
bohater Daniel też nim jest; związana jestem z Warszawą (tam
kończyłam studia, podejmowałam pierwszą w życiu pracę), ale
również z Wolsztynem - małym, wielkopolskim miastem. Rzeczą
naturalną więc było, że wykorzystam te dwa miasta w swojej
książce. Sam pomysł na fabułę zrodził się dość
spontanicznie. Dużo pomysłów przychodziło mi w trakcie pisania
„Niny, prawdziwej historii”.
2. Ile
czasu zajęło Pani pisanie tej powieści?
Pisałam
ją z dużymi przerwami. Ale łącznie około siedmiu miesięcy.
3. Czy
planuje Pani napisać kolejną powieść? Jeśli tak, to czy będzie
to gatunek literacki podobny do tego, który zagościł w Pani
pierwszej książce, czy raczej zdecydowała się Pani na coś
odmiennego? Zdradzi nam Pani kilka dotyczących szczegółów?
Nad
drugą książką już pracuję. Na pewno będzie znacznie grubsza od
„Niny, prawdziwej historii”. Na razie mogę zdradzić tylko tyle,
że akcja powieści będzie działa się w latach nam współczesnych,
ale również w okresie II Rzeczpospolitej. Pojawi się - podobnie jak
w „Ninie…” - wątek miłosny, będzie też zagadka do
rozwiązania, ciąg niewyjaśnionych morderstw sprzed lat… Mam
nadzieję, że książka przypadnie Czytelnikom do gustu. Poza tym,
jak mawiają niektórzy, prawdziwego pisarza poznaje się dopiero po
jego drugiej książce. Przede mną więc wielkie wyzwanie!
4. Czy
jest Pani dumna zarówno z siebie i z powieści, którą udało się
Pani wydać?
Na
pewno nie jestem z siebie dumna, ponieważ dopiero „wdrażam się”
w świat literacki. Co wcale nie jest łatwe. Na pewno jestem
zadowolona z tego, że udało mi się napisać książkę i ją
wydać. Miło jest, kiedy otrzymuję e-maile, a w nich ktoś pisze,
że właśnie przeczytał „Ninę…”, że mu się podobała i że
trzyma kciuki za drugą książkę. To bardzo budujące i motywujące
do dalszego działania, pracy.
5. Pisała
Pani raczej spontanicznie, czy już na początku wiedziała Pani,
jakie chce napisać zakończenie?
Niestety,
nie. Ono zrodziło się w czasie samego pisania. Uznałam, że taka
dwuznaczność zakończenia książki będzie ciekawa, trochę może
nieprzewidywalna. Zależało mi przede wszystkim na tym, aby
Czytelnik, czytając „Ninę…”, po prostu dobrze się bawił, by
fikcyjnie podróżował, by przechadzał się po paryskim bazarze,
pełnym warzyw, ryb, by wreszcie zastanawiał się i próbował
zrozumieć głównego bohatera i frywolną Ninę… Po lekturze
pozostaje niedosyt, bo w gruncie rzeczy nie wiadomo, czy Nina
istniała naprawdę, czy była tylko chorą wyobraźnią Daniela…
6. Czy
tworząc postacie wzorowała się Pani na osobach, które już zna,
czy może tworzyła je Pani od podstaw?
I
tak, i nie. Otóż, w książce pojawiają się postacie historyczne,
jak na przykład hrabina Maria Habsburg czy Klemens Modliński -
pierwszy burmistrz Wolsztyna w niepodległej Polsce. Ale już
przykładowo towarzyszka głównego bohatera Dobrawa jest postacią
całkowicie wymyśloną. Pamiętam, że dość długo zastanawiałam
się nad imieniem dla naszego bohatera. Padło na Daniela, bowiem mój
młodszy brat ma właśnie tak na imię. W książce pojawia się
również postać Witolda, przewodnika, miłośnika parowozów. Wielu
Czytelników uważa, że jest on niezwykle podobny do pana Wojciecha
Lisa, obecnego włodarza Wolsztyna. Także część postaci jest
wymyślona, a część autentyczna.
7. Jakiego
typu powieści Pani czyta i kto jest Pani ulubionym autorem?
Czytam
w zasadzie wszystko (poza poezją). Już wielokrotnie mówiłam, że
moim ulubionym autorem jest Wiktor Hugo. Uwielbiam także Marię
Dąbrowską, Carlosa Ruiza Zafona, Małgorzatę Gutowską- Adamczyk,
Zygmunta Miłoszewskiego. Teraz czytam reportaże Hanny Krall oraz
Mariusza Szczygła.
8. Czy
nawiązała Pani emocjonalne więzi z bohaterami "Nina,
prawdziwa historia"?
Pomału
się od nich uwalniam. Może zabrzmi to dziwnie, ale z rozpoczęciem
pisania drugiej książki musiałam poczekać i to z powodu właśnie
bohaterów „Niny…”. Myślę, że większość autorów po
napisaniu książki, musi nieco od niej odetchnąć, by móc zabrać
się za następną.
9. Czy
rodzina wspierała Panią w dążeniu do wydania powieści albo
podrzucała jakieś konkretne pomysły?
Nie.
Rodzina nie wiedziała, że piszę książkę. I kiedy oznajmiłam
im, że napisałam „Ninę…” i że wkrótce pojawi się na
rynku, byli zaskoczeni. Pozytywnie zaskoczeni.
10. Skąd
wzięła Pani pomysł na imię tytułowej Niny?
Otóż
imię to kojarzy mi się z kobietą uwodzicielską, tajemniczą,
która intryguje mężczyzn. Poza tym jest pełna majestatu, wdzięku.
Jest też piękna, powabna, przenikliwa i sprytna. Wie, jak osiągnąć
zamierzony cel, jak kusić, by dostać to, czego pragnie. Kreując
postać Niny chciałam, aby właśnie taka była. Trochę
niedostępna, frywolna, lub jak kto woli, wyzwolona, bez zahamowań
seksualnych i mentalnych. W żadnym wypadku Niną nie mogłaby być
Ania czy Kasia. Mimo że to piękne imiona, ale w mojej wyobraźni,
niestety, nie było dla nich miejsca.
11. Czy
wydanie własnej książki było Pani marzeniem od dawna, czy
przyszło to raczej tak nagle?
Od
zawsze o tym marzyłam. Pierwsza myśl o tym, że może zostanę
autorką książek pojawiła się w szkole podstawowej. Wiele lat
jednakże minęło zanim zrealizowałam swoje plany (uśmiech).
12. Czy
ma Pani swoją ulubioną powieść, która budzi sentyment lub
wspomnienia? Jeśli tak, to jaką?
Oczywiście.
Kocham „Nędzników” W. Hugo. Jest dla mnie powieścią
sentymentalną, ponieważ w czasie któregoś Bożego Narodzenia
dostałam ją od mamy. Była to wyjątkowa książka, ponieważ była
pierwszą „poważną” lekturą, jaka pojawiła się w mojej,
wówczas dziecięcej, biblioteczce. Najpierw czytała mi ją mama, a
kiedy już doskonale radziłam sobie z alfabetem, sięgałam po nią
sama. Dziś mam kilkanaście wydań „Nędzników”. Niektóre z
nich to prawdziwe rarytasy dla kolekcjonerów.
13. Podobno
wena przychodzi, kiedy chce. Czy miała Pani z nią problemy podczas
pisania powieści?
Raczej
nie. Należę do tych osób, którzy nie czekają na wenę, lecz po
prostu siadają przed komputerem i piszą. Piszę od wielu lat
(jestem również dziennikarką), więc pewien nawyk pisania mam
wyrobiony. Oczywiście, bywały dni, kiedy, siedząc przed monitorem,
nie potrafiłam napisać kilku sensownych zdań, ale wynikało to
raczej ze zmęczenia (bo na przykład po całym dniu pracy wróciłam
do domu) niż braku weny.
14. Czy
decyzja o napisaniu "Nina, prawdziwa historia" zapadła
tak nagle, czy raczej wymagała dłuższych przemyśleń?
„Ninę,
prawdziwą historię” zaczęłam pisać początkowo tylko dla
siebie, tak „do szuflady”. Kiedy ją skończyłam, pomyślałam,
że może by ją wydać? Może pokazać to jakiemuś wydawnictwu?
Rozesłałam więc książkę do różnych wydawców i kiedy
otrzymałam pozytywną odpowiedź, zdecydowałam się na jej
opublikowanie.
15. Jak
długo walczyła Pani o wydanie swojej powieści?
Wydawcy
bardzo niechętnie chcą promować debiutantów. Boją się ryzyka,
tego, że ktoś, kto nie jest znany w literackim świecie, nie
przyniesie im sukcesu, pieniędzy. Wiadomo, że wolą wydać „kogoś
pewnego” niż kogoś, na kim mogliby stracić. Myślę, że w ten
sposób wiele świetnych książek debiutantów, nigdy nie ujrzy
światła dziennego. A szkoda! Uważam, że trafiłam na takie
wydawnictwo, które nie bało się porażki i zaryzykowało.
Postawiło na mnie, na debiutanta, za co jestem bardzo wdzięczna.
Wszystko to zajęło kilka miesięcy, ale czekanie się opłacało.
16. Jaki
jest Pani ulubiony gatunek literacki?
Na
pewno bardzo cenię wszystkie gatunki epickie, a więc powieść czy
opowiadanie.
17. Na
koniec, czy ma Pani jakąś radę dla przyszłych debiutantów, a
później pisarzy?
Myślę,
że takich rad mogą udzielać pisarze z wielkim dorobkiem
literackim, a nie koniecznie ja… Jeżeli już muszę odpowiedzieć
- choć zabrzmi to banalnie - to nie można się poddać i zniechęcić
do pisania, kiedy usłyszymy krytykę ze strony przyjaciół czy
wydawnictwa. Debiutanci literaccy nie mają łatwo na polskim rynku
wydawniczym. Kiedy już napiszemy swoją pierwszą książkę, to
jest to dopiero jeden malutki kroczek naprzód. Nie możemy się
łudzić, że kiedy prześlemy swój utwór do wydawnictwa, te od
razu do nas napisze i zrobi z nas S. Kinga. Należy również
pamiętać, że pisanie jest sztuką i tylko ćwiczenia sprawią, że
pojmiemy jej głębie i naprawdę nauczymy się tworzyć.
Chciałabym bardzo podziękować Pani Ewelinie za to, że dała mi możliwość przeprowadzenia tego oto wywiadu.
Moją recenzję powieści pani Eweliny Rubinstein "Nina, prawdziwa historia" znajdziecie tutaj.
Bardzo interesujący wywiad, dzieki Tobie poznałam ciekawa, mloda pisarkę :)
OdpowiedzUsuńBędę wpadac, dodaję do obserwowanych :)
Nie słyszałam o tej książce. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://love-ksiazki.blogspot.com/
Ciekawy wywiad. Dzięki niemu czuję się zachęcona do przeczytania "Niny...", mimo że recenzji samej książki nie czytałam.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! bardzo ciekawa autorka. Ksiązki też jeszcze nie czytałam, ale teraz czuję się zachęcona.
OdpowiedzUsuńPopieram. Wywiad jest ciekawy, interesujący. "Ninę, prawdziwą historię" czytałam i jest super!!! Mi się podobała. Może trochę krótka, ale ciekawa :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! Bardzo mnie zaciekawił i wciągnął :) Czekam na następny :) /MJ
OdpowiedzUsuńBardzo ładny wywiad, ciekawy :)
OdpowiedzUsuń